Zamknij

Uwaga! Ten dubajski hit / kit dotarł też do Pleszewa. To należy wiedzieć, zanim dasz się "złowić" na zakup

11:50, 26.04.2025
Skomentuj Fot pixabay Fot pixabay

 

Od wielu lat uwielbiam pistacje. Kiedy zaczęłam przygodę z dietetyką i dowiedziałam się wszystkiego o ich prozdrowotnych właściwościach, byłam w siódmym niebie. A potem pojawiła się moda na pistacjowe słodkości.

Na początku byłam bardzo szczęśliwa, że te rzadko goszczące w naszym menu orzechy, zostały docenione. Byłam w stanie skakać z radości, że oto po raz pierwszy mamy do czynienia z modą czy trendem, który służy zdrowiu. Błogość moja trwała do majówki ubiegłego roku, kiedy jadąc do Książa (śląskiego) na Festiwal Kwiatów i Sztuki zahaczyliśmy o Wrocław tylko po to, żeby w popularnej cukierni zjeść rollsa (okrągłe ciastko zwijane z ciasta francuskiego z nadzieniem) z kremem pistacjowym.

Nikomu nie trzeba mówić, że pistacje są drogie. Można podejrzewać, że wiąże się to z ich licznymi zaletami, ale prawda jest inna. Drzewko pistacjowe nim wyda owoce (czyli pistacje) musi być pielęgnowane 15-20 lat. Ale nawet wtedy zbiór z jednej rośliny jest niewielki, a sortowanie odbywa się ręcznie.

W internecie można oczywiście kupić tańsze pistacje czy pastę pistacjową w większych opakowaniach, ale wtedy ich jakość jest zdecydowanie gorsza. A jak to wygląda od strony odżywczej? Pistacje to źródło luteiny, żelaza, wapnia, magnezu, manganu, fosforu, potasu i cynku oraz witamin, głównie C i tych z grupy B. Pistacje mają świetny stosunek zawartości białka (24 g/100 g) do tłuszczu (48 g/100 g), co w porównaniu z orzechami włoskimi na przykład wygląda tak - 18 g białka i 60 g tłuszczu. Oczywiście nadal są to bardzo kaloryczne produkty, więc zaleca się ich spożycie na poziomie dwóch garści dziennie. Ich regularne przyjmowanie może pomóc w regulacji gospodarki hormonalnej, a przez to w unormowaniu poziomu glukozy, cholesterolu czy pracy wątroby. Świetnie działają na jelita, bo mają wyjątkowo dużą zawartość błonnika pokarmowego. Badania pokazały, że jako jedne z nielicznych produktów bezpośrednio stymulują namnażanie się w jelitach dobroczynnych bakterii, warunkujących dobre funkcjonowanie naszego brzucha. Jednym słowem - warto!

Tutaj wróćmy do mojej wizyty z rodziną we Wrocławiu. Tamtejsza kawiarnia oferowała wiele różnych wypieków z pistacjami (w Katowicach i Warszawie powstały nawet kawiarnie/cukiernie w całości dedykowane pistacjowym przysmakom), niestety przeżyłam duże rozczarowanie. Wymarzony rolls pistacjowy miał w swoim wnętrzu rzadką, lepką maź w kolorze brudnej zieleni, a całość była tak słodka, że trudno było wyczuć jakikolwiek smak, o pistacjach nie wspominając. Sytuację ratowała posypka na wierzchu z posiekanych zielonych orzeszków. Całość była jednak trudna do zjedzenia. Próbowałam później jeszcze wyrobów pistacjowych w różnych miejscach, pół roku po pierwszej degustacji, zaczęły się pojawiać także w Pleszewie, jednak sytuacja była bardzo podobna. Nie chodzi tutaj o to, że jestem wymagającym klientem, zdarza mi się jeść słodkości niskich lotów i nie płaczę z tego powodu. Nie lubię jednak, gdy naciąga się ludzi, a pistacjowy trend niestety w tę stronę poszedł. Producenci przekonani, że ludzie zjedzą wszystko, co słodkie i jeszcze będą chwalić ochoczo podnieśli ceny na wypieki średniej jakości, bo mają w nazwie “pistacjowe”.

Dubajska czekolada

Okazuje się jednak, że producenci słodkości i ich marketingowcy przeszli samych siebie, bo sytuacja jeszcze się pogorszyła, gdy ponad rok temu przyszedł do Europy trend na dubajską czekoladę z nadzieniem pistacjowym i ciastem kataifi (pszenne ciasto krojone w nitki i podsmażane). Kilka miesięcy temu dotarł on także do Pleszewa. Te dubajskie cuda kosztują “miliony monet” np 30-40 zł za 100 g czekolady, natomiast wcale nie jest najgorsze to, że nie mają żadnych wartości odżywczych, ale to, że w smaku są to słodkie ulepki z aromatem (najczęściej migdałowym lub waniliowym). Gdyby to jeszcze była prawdziwa mleczna czekolada z 3-4 składników, ciasto kataifi z kolejnych trzech i 100 procent pastą pistacjową oraz tahini (sezamowa) w odpowiednich proporcjach, to możnaby spokojnie od czasu do czasu taki smakołyk zjeść. Ale wystarczy spojrzeć na skład, cukier na pierwszym miejscu w kilku formach, aromaty, barwniki, stabilizatory, przeciwutleniacze, emulgatory i zagęstniki, glazury i tłuszcze roślinne, żeby z przerażeniem stwierdzić, że człowiek jest w stanie dużo zapłacić, popychany modą, żeby negatywnie wpływać na swoje zdrowie.

Oczywiście są i tacy, którzy zdają sobie z tego sprawę, ale trend “wszedł” im tak mocno, że szukają dubajskiej czekolady dobrej jakości. Wykorzystują to cukiernie i narzucają jeszcze wyższe ceny. Oczywiście produkt ma o połowę mniej składników i są one dobrej jakości, jednak 60-100 zł za tabliczkę czekolady, która jest warta około 10-20 zł jest, moim skromnym zdaniem, sporym przegięciem i wykorzystaniem ludzkiej słabości. W tym przypadku chyba nikt nie łudzi się, że takie produkty w jakikolwiek sposób wpływają na zdrowie, bo są pistacjowe. W wielu “pistacjowych” słodkościach zawartość zielonych orzechów to około 1-10 procent.

W jaki sposób jeść pistacje, żeby nasz organizm z nich skorzystał? Świeże, prosto z opakowania, bez dodatku soli i najlepiej nieprażone. Będą wtedy zawierały NNKT (niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe), które niestety utleniają się w wysokiej temperaturze. Jeżeli kupujemy pasty czy kremy pistacjowe niech mają jak najmniej składników i co najmniej 45 procent zawartości pistacji. Oczywiście idealne będą pasty 100 procent, bez dodatków, można je potem dosłodzić cukrem, stewią czy miodem, jeśli przygotowywać będziemy jakiś deser. Smacznego! Jedzmy na zdrowie!

[ZT]10565[/ZT]

[ZT]10927[/ZT]

(Anika Nawrocka)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%