Zamknij

Ulubiony sport Polaków - popadanie w skrajności czyli o tym, czym jest ortoreksja

10:28, 10.05.2025 Aktualizacja: 14:57, 12.05.2025
Skomentuj Fot.: Pxhere.com Fot.: Pxhere.com

Po jednej stronie przeciętny obywatel, który przed weekendem pakuje do koszyka zakupowego kilka puszek piwa, najtańszą kiełbasę, kilka paczek ciastek i kostki rosołowe - po drugiej nie mniej przeciętny obywatel uważający się za króla samoświadomości, który nigdy nie je po 18, nie tknie lodów na niedzielnym spacerze, a jeśli nie znajdzie wędliny bio eko lub jajek “od gospodarza” - eliminuje je z diety.

Niestety mam wrażenie, że całkiem spora grupa internetowych dietetyków, trenerów, lekarzy czy naturoterapeutów również często popada w skrajności. Jedni promują wysoko przetworzone i niezbyt odżywcze puddingi, batony proteinowe czy wegańskie kiełbaski, zasadę 80/20 (80 procent “zdrowej” żywności w diecie i 20 procent “rekreacyjnej”), inni radzą całkowitą eliminację z diety cukru, glutenu, nabiału, mięsa oraz post przerywany. Jak to właściwie jest? Kogo w końcu słuchać?

Po pierwsze - swojego ciała

Krąży w internecie taka rolka o jedzeniu intuicyjnym, czyli takim, gdy słuchamy własnych potrzeb i sygnałów z ciała. Kobieta występująca w niej rzuca się i dosłownie pożera tort czekoladowy. Na czym więc polega słuchanie własnego ciała? Oczywiście możesz posłuchać impulsu krążącego Ci zjeść paczkę chipsów i popić piwem - pozostaje pytanie - jak się będziesz czuć godzinę po takim posiłku? Czy będziesz się czuć lekko, komfortowo, pięknie i radośnie? Wątpię. My doskonale wiemy, co służy naszemu ciału, jednak bardzo często dajemy się ponieść emocjom w danej chwili. Warto wtedy dać sobie czas. Zająć się czymś dającym niewiele przestrzeni na myślenie o jedzeniu, zadzwonić do kogoś i porozmawiać, przejść się na spacer, jeśli możemy, pobawić się z psem lub kotem, obejrzeć nowy, zajmujący film.

Po drugie - tradycyjnej mądrości

Słuchanie tradycyjnej mądrości to szukanie złotego środka, wychwytywanie głosu rozsądku, kwestionowanie każdych radykalnych rozwiązań. Dlatego właśnie warto zamiast eliminować cukier z diety, jeść go mniej, skupić się na cukrach złożonych (pełnoziarniste pieczywo, strączki) czy zamiast wyrzekać się mięsa, zadbać o to, by było chude i z ekologicznej hodowli, wolno rosnące, a wędliny bez konserwantów i innych dodatków. Zamiast stosować post przerywany np 8 godzin jemy, 16 godzin pościmy - zadbać o odpowiednie przerwy między posiłkami (min. 3 h) i dążyć do ich regularności. Może zamiast pięciu treningów w tygodniu na siłowni iść każdego dnia na półgodzinny spacer, a raz w tygodniu zmęczyć się na rowerze czy na basenie.

Czym więc jest wspomniana na początku ortoreksja? To obsesyjne dbanie o zdrowie, a szczególnie o zdrowe odżywianie, które (tak!) należy do zaburzeń odżywiania. Kiedy przekraczamy tę granicę? Kiedy na pierwszym miejscu staje “zdrowe” jedzenie, a nie my sami i potrzeby naszego ciała. Jak to może wyglądać? Jesteś w długiej podróży, a po drodze tylko małe stacje benzynowe, na których można zjeść wyłącznie hot droga, chipsy lub popularne ciastka, więc głodujesz, nie jedząc wiele godzin. Kiedy na rodzinnym przyjęciu podczas obiadu jesz tylko sałatę zdobiącą talerz z mięsem, bo wszystkie surówki mają dodatek oleju lub majonezu, a kotlety są tylko w panierce (o bombach kalorycznych typu frytki i kluski śląskie nie wspominając). Kiedy na dwutygodniowych wakacjach ani razu nie zjesz lodów, nawet rzemieślniczych, bo to przecież puste kalorie, które zrujnują Ci dietę. Kiedy co drugi dzień jedziesz 50 km po ekologiczne warzywka “od gospodarza” (który nawiasem mówiąc sowicie je pryska środkami ochrony roślin i nawozi). Przed wejściem do każdej restauracji czytasz setki opinii o tym miejscu, żeby ustrzec się kulinarnej katastrofy. Kiedy nie wyjdziesz do pracy, dopóki nie będziesz mieć idealnie skomponowanego lunch boxa. Kiedy spędzasz długie godziny na zakupach analizując skład każdego produktu w poszukiwaniu tego idealnego. Kiedy każdy obiad musi mieć idealne proporcje białka, tłuszczów i węglowodanów. Kiedy krzyczysz rzucając wyzwiskami do partnera/partnerki, bo w samochodzie leżał papierek po cukierku. Przykłady możnaby mnożyć. Taka obsesja potrafi zatruć życie, wywoływać niezwykle silną frustrację, uczucie bezradności (bo zawsze będą jakieś przeszkody i trudności), silny stres, zaniedbanie innych dziedzin życia, zwłaszcza sfery psychicznej i duchowej.

Jedzenie, tak samo jak sport, ruch, jest także po to, by sprawiać nam przyjemność, dawać radość, wzmagać wydzielanie hormonów szczęścia na przykład w jelitach i w mózgu. Te posiłki, które dla nas są smaczne, pięknie wyglądają, cieszą oko, dobrze się kojarzą, pieszczą nos cudownymi zapachami będą najlepiej wspierać nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Jeśli “zdrowe” posiłki będą presją, przymusem, powinnością, stresem - wpędzą nas w gorsze samopoczucie, zamiast je poprawiać.

Można by pomyśleć - w takim razie jedzmy to, co sprawia nam przyjemność i bombarduje super smakiem, czyli fast foody i wysoko przetworzone słodycze oraz słone przekąski. Tyle tylko, że nie spotkałam nikogo, kto by się autentycznie po takim jedzeniu czuł dobrze fizycznie i psychicznie. Tego rodzaju żywność działa jak narkotyk, typowe uzależnienie - daje chwilę łatwej przyjemności, a potem jest kac i wciągnie się w pogoń za coraz większymi dawkami i coraz większy kac. Im dalej, tym gorzej. Tak samo jest w przypadku ortoreksji - im większe restrykcje i obsesyjne przestrzeganie zasad zdrowego odżywiania, tym gorsze samopoczucie. Uważajcie na siebie! Żadne skrajności nie są dobre!

[ZT]11155[/ZT]

[ZT]11141[/ZT]

[ZT]11138[/ZT]

[ZT]11133[/ZT]

 

(Anika Nawrocka)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%