W pierwszym meczu, rozegranym na wrocławskiej Kosynierce, najlepszy indywidualny występ w sezonie zaliczył DeAnte Barnes, którego 34 punkty poprowadziły Pleszew do zwycięstwa w dogrywce. Było więc oczywiste, że rewanż nie będzie spacerkiem. Jednak nikt nie mógł się spodziewać, jaki obrót przyjmie końcówka meczu, która na stałe zapisze się w historii 2 Ligi.
Od samego początku spotkania obie drużyny grały ,,kosz za kosz”. Żadna z ekip nie była w stanie przechylić szali na swoją stronę. Oba zespoły punktowały na bardzo wysokiej skuteczności - Pleszew postawił na fizyczność i ostre wejścia pod kosz, wrocławianie skutecznie punktowali zza łuku. Obie metody zwiększania dorobku punktowego były równie efektywne i po pierwszej kwarcie nie można było wskazać faworyta spotkania. W drugiej kwarcie nieśmiało na prowadzenie wysunęła się drużyna Alana Urbaniaka.
Dzięki doskonałej dyspozycji Filipa Sieradzkiego na ,,desce” w ofensywie, pleszewianie mieli sporo okazji na zdobywanie punktów drugiej szansy. Po drugiej stronie parkietu, błyszczał duet Borys Baran - Maksymilian Leniec, który sprawiał niemałe problemy defensywie gospodarzy. Kilka skutecznych fast breaków Pleszewa w drugiej kwarcie pozwoliło im zdobyć niewielką przewagę i pierwszą połowę gospodarze zakończyli z 4-punktowym prowadzeniem. W trzeciej kwarcie ochoczo punktował najlepszy wśród gospodarzy w tym meczu, Eryk Adamiec.
Eksplozywny i dynamiczny skrzydłowy przez cały mecz wykazywał ogromne zaangażowanie - zaowocowało to 22 punktami i najwyższym wśród pleszewian współczynnikiem +/-. Wynik 3 kwarty układał się sinusoidalnie - Pleszew kilkukrotnie wysuwał się na prowadzenie, jednak za każdym razem Ślązacy szybko skracali dystans do gospodarzy. Kosz Pleszew nie wykorzystał kilku okazji na ,,zabicie” meczu i zagwarantowania sobie spokoju na ostatnie 10 minut gry. 3 kwarta zakończyła się wynikiem 70-69 na korzyść gospodarzy.
Ostatnia część tego widowiska rozpoczęła się dla podopiecznych Alana Urbaniaka bardzo źle. Przez pierwsze minuty Wrocław grał bezbłędnie, piłka trafiała w środek obręczy na zawołanie, a defensywa gospodarzy nie mogła znaleźć riposty na kolejne zabójcze ataki Śląska. Celnymi rzutami dystansowymi powiększali swoją przewagę, a w szeregi Pleszewa wkradło się zrezygnowanie.
Jednak prawdziwe szaleństwo rozpoczęło się na minutę przed końcową syreną. Michael Hicks z trudnej pozycji trafił rzut za 3 i przewaga gości zmalała do jednego punktu. Odpowiedział na to Mateusz Leniec, skutecznie egzekwując akcje 2+1. Na niecałe 40 sekund do końca, Mikołaj Spała nie pomylił się na linii rzutów wolnych: rezultat wynosił 93-94. Po wznowieniu gry przez Śląsk Wrocław, Eryk Adamiec wymusił błąd kroków, a w serca sympatyków gospodarzy powróciła nadzieja na odwrócenie losów pojedynku. Jednak wtedy, fatalną decyzję podjął Michael Hicks, który oddał kompletnie niecelny rzut z półdystansu, mimo możliwości rozegrania piłki.
Goście wyprowadzili skuteczną kontrę i Mateusz Leniec kolejny raz zaliczył akcję 2+1. Na zegarze pozostało 14 sekund. Trybuny ucichły, w mgnieniu oka euforia zamieniła się w żal i smutek. Pleszew miał jedno posiadanie na odrobienie 4 punktów straty. Sprawy w swoje ręce wziął Michael Hicks. Chcąc odpokutować za pomyłkę sprzed kilkunastu sekund, zebrał piłkę w ataku po niecelnej trójce Mikołaja Spały i oddał rzut zza łuku. Piłka nie wpadła do obręczy, jednak Hicks był faulowany. 3 sekundy do końca, 3 rzuty osobiste, 4 punkty straty. Dwa pierwsze rzuty były bezbłędne. Wtedy Amerykanin wykonał zagranie rodem z najlepszych lig świata. Celowo spudłował rzut, zebrał piłkę i trafił z półdystansu. Remis.
Hala wypełniła się rykiem trybun, wszyscy byli przekonani, że lada moment rozpocznie się dogrywka. Jednak inne plany miał Mateusz Leniec. Po timeoucie, Śląsk rozpoczął grę na połowie Kosza Pleszew. Do końca meczu pozostało 0,7 sekundy. Borys Baran lobem wrzucił piłkę nad kosz, a niepilnowany Mateusz Leniec wepchnął piłkę do obręczy równo z końcową syreną. Śląsk Wrocław wygrywa mecz. Można było odnieść wrażenie, że zszokowani kibice i zawodnicy nie byli do końca świadomi, co dokładnie zaszło na parkiecie. Goście dokonali niemożliwego.
Mimo, że pleszewianom nie udało się zdobyć 18 zwycięstwa w sezonie, to mecz ze Śląskiem Wrocław był wybitnym widowiskiem. Emocjonujące, wyrównane spotkanie było pokazem basketu na najwyższym poziomie. Mimo wzlotów i upadków na przestrzeni 40 minut tego pojedynku, podopieczni Alana Urbaniaka pokazali nieustępliwość i hart ducha. A właśnie dzięki takim scenom, które miały miejsce w ostatnich sekundach tej batalii, kochamy sport. Wielkie słowa uznania należą się dla drużyny gości. Młodzi koszykarze z nerwami ze stali nie poddali się i zamknęli mecz w stylu, którego nie powstydziłyby się gwiazdy NBA. Przed tymi zawodnikami rysuje się świetlana, sportowa przyszłość. Dwa punkty zasłużenie trafiają do Wrocławia.
Kosz Ciepłomax Kompaktowy Pleszew - Exact Systems Śląsk Wrocław 97:99 (23:22, 24:21, 23:26, 27:30)
Kosz Ciepłomax Kompaktowy Pleszew:
Eryk Adamiec - 22,
Filip Sieradzki - 22,
Michael Hicks - 21,
Mikołaj Spała - 14,
Patryk Marek - 9,
Patryk Cebulski - 5,
Saba Murghulia - 4.
Ponad to grał Julian Kuczyński.
Exact Systems Śląsk Wrocław:
Maksymilian Leniec - 22,
Borys Baran - 17,
Bartosz Mońko - 14,
Mateusz Leniec - 14,
Mateusz Kaźmierczak - 12,
Rostyslav Lialko - 9,
Krystian Szafarski - 5,
Mateusz Tomala - 4
Maciej Chyliński - 2.
Kolejne spotkanie pleszewscy koszykarze rozegrają w niedzielę, 2 lutego, kiedy to udadzą się do Zgorzelca na mecz z tamtejszym Turowem. Zapowiada się ciekawe widowisko. Początek tej potyczki zaplanowano na godzinę 18:00.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz