%20(1).png)
Wyobrażam sobie to w następujący sposób: raz na miesiąc spotykamy się i przynosimy ze sobą teksty, które uznajemy za wartościowe. Opowiadamy o nich, dlaczego są ważne i dlaczego warto je znać i następnie … czytamy je sobie wzajemnie. Myślę, że moglibyśmy wiele skorzystać. Trzeba by jeszcze dookreślić ramy takiego wydarzenia np. długość tekstu, ilość wystąpień, czas spotkania. Wiem, że są osoby, które podejmują podobne wyzwania. Żeby nie być gołosłownym, wystawię się dziś na … zobaczymy co. Podzielę się tekstem z książki Williama Omalley’a pt. „Efekt WOW. Wskrzesić wiarę”. Została napisana w 2013 roku i … wciąż do niej wracam. Dodam, że przygotowanie poniższego tekstu zajęło mi więcej czasu niż, cotygodniowe pisanie felietonu. Zatem zapraszam.
„Jak powiedział kiedyś pewien mądry, stary komik żydowski, “Ojcze, nie czujemy już smaku chleba". To stwierdzenie jest aż nazbyt prawdziwe. Dziś chleb już nie smakuje, jeśli nie dodamy do niego jakichś smakowitości. Dopiero niedawno, gdy spostrzegliśmy, że może nam ich zabraknąć, dostrzegliśmy wartość takich cudów, jak powietrze i woda; wcześniej w ogóle ich nie zauważaliśmy.
Od chwili, gdy człowiek stał się istotą myślącą, nieustannie zdumiewały nas cuda i dziwy natury: słońce i gwiazdy, ulewny deszcz, porażający, wdzierający się w nasze życie cud narodzin i śmierci, oszałamiające i odurzające misterium seksu, nieskończony korowód widzianych codziennie twarzy. Dziś jednak nasze mózgi uwięzły w potrzasku iPodów; ufamy jedynie informacjom i obrazom, które docierają do nas za pośrednictwem telefonów komórkowych. Immanuel Kant miał kiedyś powiedzieć: "gdyby gwiazdy wschodziły tylko raz w życiu, patrzylibyśmy na nie całą noc".
Gdzieś w oderwanej od świata głębi nasze odrębne "ja" stopniowo otacza się pancerną skorupą własnych odruchów obronnych. Pasjami oglądamy programy rozrywkowe w rodzaju Big Brothera, fascynują nas najrozmaitsze reality i talent shows, dostarczające bezpiecznych emulacji darwinowskiej walki o byt. Jak zahipnotyzowani, wraz z milionami widzów wpatrujemy się w dramatyczne wysiłki amatorów próbujących dorównać zawodowym tancerzom i wirtuozom gastronomii i z pokorą poddających się stygmatyzującym ocenom bezwzględnego jury; imponują nam ogromni, umięśnieni mężczyźni z zapałem ciągnący w telewizji walec drogowy. Zabawy dla dzieci urastają do rangi zmagań na śmierć i życie, a biorący w nich udział celebryci zarabiają wielokrotnie więcej niż premier czy prezydent, od którego zależeć ma nasze bezpieczeństwo.
Rywalizacja w przestrzeni publicznej jako żywo przypomina starożytne walki gladiatorów. Zawodnicy toczą ze sobą boje na śmierć i życie, a mimo to nie umierają. Na arenie świata nie ma już miejsca na śmierć. Zepchnięto ją do getta szpitali i domów starców. W tej sytuacji wszelki sens traci ewangeliczna obietnica zmartwychwstania, wolności od lęku przed śmiercią.
Wszystkie tradycyjne, bezpieczne niegdyś punkty odniesienia - autorytet władzy politycznej, Kościoła, szkoły - upadły. Bohaterowie, którzy pozostali na scenie, są amoralni; żyjemy w świecie gwiazd muzyki i sportu, nie mając im za złe ich wyzywającego samouwielbienia, skoro należą do magicznego świata półbogów, którym wszystko uchodzi na sucho.
Gdybyśmy mieli wybierać, na pewno wolelibyśmy, by nasze dzieci spotkał raczej los Billa Gatesa czy Julii Roberts niż Martina Luthera Kinga czy matki Teresy z Kalkuty. Kto chciałby walczyć o sprawiedliwość przeciwstawiając się policyjnym represjom albo leczyć i przygarniać trędowatych? I skąd u nich ta chorobliwa skłonność do heroizmu? Co roku na zadawane przeze mnie w formularzu pytanie "Kto jest twoim bohaterem?" trzy czwarte respondentów nie udziela żadnej odpowiedzi albo pisze "nikt". Któż mógłby zostać bohaterem ludzi pochłaniających tabloidowe opowieści o celebrytach? Pozwoliliśmy na to, by podobne standardy definiowały naszą przyszłość.
Co dziś mogłoby nas olśnić, zaskoczyć, wywołać okrzyk "wow!"? Góry? Gwiazdy? Dzieci? Książki? Piwo? Cud, że żyjemy? Tego rodzaju reakcje są niezwykle rzadkie, gdyż naszą percepcję tych zjawisk i zdarzeń tłumi rytm życia, tak w mieście, jak i na prowincji. Cóż zatem, na Boga, w epoce tak wielkiej obojętności zasługuje na miano czegoś niezwykłego, ekscytującego? Co może być sensowne i ważne, czy choćby nawet tylko godne uwagi?
Sądzę, że śmierć olśnienia bierze się z tego samego lęku, który leży u podłoża wspomnianych wcześniej odruchów obronnych. Pełne lęku i czci zdumienie ogarnia nas jedynie wówczas, gdy damy się zaskoczyć, gdy zadziwi nas wielkość czegoś, co jest inne od nas. A my rzadko kiedy pozwalamy sobie na zaskoczenie. Nazywamy je "paranoją". By zdumiała nas wzniosłość, musimy poczuć się mali w obliczu wielkości Innego. Widząc majestat potężnego szczytu, nieposkromioną moc oceanu, bezkres rozgwieżdżonego nieba, padamy na kolana. Czujemy wówczas własną małość i kruchość.
Przychodzimy na świat z wrodzoną ciekawością; nasze oczy, umysły i palce zdaje się pożerać niczym nienasycona ciekawość. Rodzimy się jako podróżnicy, sięgający ku niezbadanym granicom; pierwszą taką granicą jest nieznany świat porośnięty trawą, rozciągającą się poza brzegami niemowlęcego kocyka. Człowiek musi szukać; raczkuje, by stanąć na nogi. Stopniowo jednak, jakby za sprawą jakiejś koszmarnej zmowy nadopiekuńczości, stłumiono w nas ducha poszukiwań. Wołano: "nie dotykaj!", "nie wchodź na trawę!", uczono pytać, czy towary w sklepie podlegają zwrotowi. W szkole ciekawość stała się udręką wkuwania; wpojono nam, że wyjątkowość to aberracja. Akceptację ze strony niezbyt rozgarniętego otoczenia uznaliśmy za wartość najwyższą i godną wszelkich wyrzeczeń; nauczyliśmy się, że nic - ani lektura, ani refleksja, ani sztuka, ani modlitwa - nie jest na tyle wartościowe, by płacić cenę samotności.
Pozbywszy się dociekliwości, uznaliśmy wrodzoną ciekawość za osobliwe dziwactwo. U "normalnych" ludzi wyobraźnia, niezbędny warunek prawdziwego człowieczeństwa, została stłumiona i uległa atrofii; staliśmy się (…) małpami, którym wszczepiono komputery, mądralami oscylującymi pomiędzy doniesieniami ze świata bogaczy i atrakcjami z Playboya. Jak stwierdził kiedyś C. S. Lewis, staliśmy się "ludźmi bez kośćca", uwięzionymi w pułapce przeciętności.
Nic nie może się równać z zachwytem, którego doznajemy wspiąwszy się na szczyt. Wchodzimy nań mozolnie, krok po kroku, pokonujemy ostatni, najtrudniejszy odcinek wspinaczki - i oto jesteśmy u celu. Wow! Od zarania dziejów ludzie osiągali pełnię człowieczeństwa dobrowolnie i samodzielnie stawiając czoła wyzwaniom. Godność i to, co wartościowe, osiąga się za cenę bólu.
Te dwa rodzaje wyzwań, które stawia przed nami umysł i serce - bez wygodnych reguł, ochrony instytucji czy obyczajów i bez ograniczeń czasowych - stanowią przerażającą perspektywę dla wątpiących w siebie, wygodnych i zepsutych istot, jakimi jesteśmy. Jakże przerażające muszą się nam zatem wydawać słowa: "kto chce zachować swoje życie, straci je". Pomyślmy, jak niezrozumiałe musi się nam wydać nazywanie "dobrą nowiną" księgi, która głosi, że krzyż jest warunkiem zmartwychwstania. Żyjemy w świecie, w którym każdą niewygodę uznaje się za rzecz nie do przyjęcia, a wszelkie oczekiwanie na natychmiastową gratyfikację budzi bunt i sprzeciw. Wyobraźmy sobie, co by się działo w naszych rodzinach, gdyby przez miesiąc zabrakło elektryczności.
Jako nauczyciel i wychowawca - a zwłaszcza jako nauczyciel religii - uważam, że zadanie ewangelizacji ludzi ostrożnych i wygodnych jest o wiele trudniejsze, niż misja ewangelizacyjna skierowana do pogan, którzy nigdy nie słyszeli o Chrystusie. Ewangelia materializmu to pogaństwo, tyle że pozbawione lęku, jaki niegdyś budził w człowieku ogrom i majestat tego, co nas przerasta. W prawdziwych poganach siły natury budzą lęk, który każe im nieustannie korzyć się przed potęgą objawiającą się w majestacie wodospadu, w błysku i grzmocie piorunów i czcić bóstwa, które zapewniają im urodzaj i radość życia. Spróbujmy jednak szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, przed czym my się korzymy. Nie pozwalamy sobie na takie gesty.
Wyobraźmy sobie wyzwolenie, jakie niesie ze sobą świadomość kruchości i podatności na zranienia. Zmartwychwstanie z grobu wygodnego bezpieczeństwa. Zmartwychwstanie ku pasji. Próbuję przekonać moich czytelników do pewnej bardzo niepopularnej postawy: do poddania się czemuś wyższemu. Nie zachęcam do bierności, lecz do wystawienia się na działanie przerastającej nas mocy, do ustąpienia jej, do przyjęcia tego, co nam ona ofiarowuje, do zaakceptowania prawdy o tym, że żyjemy z daru, o potrzebach innych, o Bogu. Jeśli prawdziwie ludzcy stajemy się poprzez wiedzę i miłość (dzięki której jesteśmy czymś więcej, niż wąsko wyspecjalizowanymi zwierzętami czy dzikusami), to kruchość i podatność na zranienia jest niezbędnym warunkiem osiągnięcia pełni człowieczeństwa. Prawdziwa wiedza to otwarcie się na prawdę, która może nas zranić, to pokora wobec niej, akceptacja prawdy niezależnie od tego, dokąd nas zaprowadzi i jak nieprzyjemne (lub wymagające) może okazać się jej przyjęcie. Miłość to otwarcie się na innych, którzy mogą nas zranić, pokora wobec nich, akceptacja ich obecności w naszym życiu niezależnie od tego, jak niewygodne może się okazać ich wołanie o pomoc i jakie ciosy nam zadadzą. Któryż młody człowiek zaryzykuje dziś utratę sympatii i akceptacji otoczenia? (Być może niezdolność młodzieży do takich postaw wynika z faktu, że my sami boimy się utraty ich sympatii, gdy wymaga tego prawdziwa rodzicielska miłość.)
Jako nauczyciel uważam za swoją patronkę Annie Sullivan, słynną nauczycielkę Hellen Keller, która z głuchoniemej i niewidomej, odciętej od świata dziewczynki stała się znaną pisarką i działaczką społeczną. Przez wiele długich jak wieczność miesięcy i lat Annie cierpliwie uczyła niewidzącą Helen znaków migowych, dotykając jej rąk i próbując przekonać w ten sposób nie pojmującą z początku niczego dziewczynę, że poza bezpiecznym kokonem ciemności, w którym się zamknęła, rozciąga się świat, który jest niepomiernie bardziej interesujący niż ona sama. Przez cały ten czas Annie Sullivan nie traciła nadziei, że jej podopieczna w końcu dozna olśnienia. I olśnienie w końcu nadeszło: któregoś dnia, przy studni, Helen dokonała najbardziej wyzwalającego ze wszystkich ludzkich doświadczeń. Biedna, przerażona dziewczyna. Odkryła, że nie jest sama. To właśnie znaczy "łaska".”
Był taki czas w moim życiu, że dawałem ten tekst młodym ludziom i dyskutowaliśmy o nim. To były fascynujące spotkania. Jesteśmy dzisiaj zdolni do czegoś takiego??? Zapraszam.
Farski Proboszcz
[ZT]14585[/ZT]
[ZT]14579[/ZT]
[ZT]14573[/ZT]
[ZT]14564[/ZT]
[ZT]14576[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Wolontariusze z Pleszewa gotowi. Potrzebni darczyńcy
Darczyńcami powinni zostać bogaci oligarchowie z wiadomego kraju, którzy kradną pomoc międzynarodową a później za te pieniądze wykupują w Polsce nieruchomości i polskie firmy. Polecam film z aktualnymi tematami z kraju który dokonuje wrogiego przejęcia Polski. Film jest na youtubie na kanale Pana Tomasz Piekielnik o tytule "Sabotaż na torach ? Rządowy chaos informacyjny i pytania bez odpowiedzi" ! P.S. Czy jesteśmy już kolonią ukraińską ?
POLSKA - KOD 590...
18:42, 2025-11-17
Problemów ciąg dalszy. Blamaż przy Szkolnej
Trzeba coś konkretnego zrobić z tym wbieganiem dzieci na boisko w przerwie, nie wygląda to profesjonalnie a dwa jest do niebezpieczne, gdy zawodnicy są już na rozgrzewce te dzieciaki nadal biegają... tylko czekać aż któreś dostanie z piłki w głowę albo wpadnie na nie jakiś zawodnik... rodzice wydają się głusi na prośby spikera w tej kwestii
R...
13:24, 2025-11-17
Zapłacimy więcej za śmieci i w podatkach. Podwyżki
Chciałem jeszcze dodać, że 35zł za segregowane odpady komunalne od osoby za m-c, toż to stawka łupieżcza jest. Rozmawiałem ze znajomym z Warszawy i oni tam na chwilę obecną płacą 20,5 zł od osoby jeżeli jest kompostownik na posesji lub 22,5 zł od osoby jeżeli nie ma kompostownika. Czy to jest normalne że w dużo biedniejszym Pleszewie jest 40% drożej?? Czy ktoś na głowę upadł?
Robert
06:16, 2025-11-16
Zapłacimy więcej za śmieci i w podatkach. Podwyżki
CAŁA RADA PLUS PTAK, JĘDRUSZKA I ŚWIĄTEK - CZERWONA KARTKA. POKAŻMY SIŁĘ SPOŁECZEŃSTWA I NASTĘPNE WYBORY PRECZ!!!! ILE W SUMIE NAS KOSZTUJECIE MIESIĘCZNIE??? NIE WOLNO TEGO ZAPOMNIEĆ. PLESZEW TEGO NIE ZAPOMNI. BRZYDZIMY SIĘ WAMI
RODZINA Z PLESZEWA
23:20, 2025-11-15