Dziś, w związku z trwającą Oktawą Bożego Ciała, Farski Proboszcz proponuje nam poetyckie spojrzenie na ten czas, sytuację wiary i samego Jezusa (utwór pod komentarzem). Pozorna opowieść o procesji, szybko odsłania drugie dno – krytyczne spojrzenie na współczesne przeżywanie wiary.
Jezus ukryty w „drogocennym kruszcu monstrancji”, unoszony jest „w górę, w dół i na boki”. Procesja, w której „chodzimy noga za nogą”, przywodzi na myśl zorganizowany, niemal automatyczny rytuał, który nie zawsze idzie w parze z wewnętrzną refleksją.
Jezus „zabierany wszędzie” trafia „do gazet, parków, telewizji”. W obecnych czasach mamy do czynienia z instrumentalizacją religii – wiara wykorzystywana jest do autopromocji i budowania pozycji społecznej.
Mamy też odniesienie do grzechu pierworodnego – „ręce, które zrywały owoc jabłoni” – to nasze ręce, które dziś noszą monstrancję. Czy zdajemy sobie sprawę, że to te same dłonie, które potrafią czynić zło, dziś mają nieść Boga?
Obraz religii - jako spektaklu bywa gorzki: „przepychamy się w swej własnej glorii i chwale”, „kontemplujemy siebie w własnej elegancji”. Nie skupiamy się nie na Jezusie, lecz na sobie samych.
Pozostaje zatem pytanie – czy ktoś zabierze Jezusa do swojego domu? Czy wiara kończy się na ulicy, czy zaczyna w codzienności? W centrum pozostaje jedno pytanie: czy naprawdę niesiemy Jezusa – czy tylko Jego wizerunek?
Franciszek Ostojak, teolog, literaturoznawca
Jezu – jesteś miłością!
Zamkniętą w drogocennym kruszcu monstrancji.
Unoszoną w górę, w dół i na boki.
Pokazywany wszystkim, którzy ujrzeć mogą.
Chodzimy więc w procesjach noga za nogą.
Zabieramy Cię wszędzie.
Tam gdzie tkacz nić przędzie.
Tam gdzie życie zwyczajne płynie.
W lecie, na jesień, wiosnę i w zimie.
Noszoną przez nas na barkach.
Pokazywaną w telewizji, w gazetach i parkach.
Zabieramy Cię do tych co sami przyjść nie mogą.
I powtarzamy: Tyś jest prawdą, życiem i drogą.
Potrzebującą naszych stóp, ust, dłoni.
Tych samych które zrywały owoc jabłoni.
Te ręce tam w raju wystąpiły przeciw Tobie.
Tylko po to by skupić się na sobie.
Wszyscy powtarzamy wciąż na nowo.
Zabieramy Cię na ulice, sprzedając własne logo.
Wychodzimy z kościołów z całych przepychem.
Pokazując wiarę, nadzieję i … pychę.
Krzyczymy zaciekle, zapamiętale
I przepychamy się w swej własnej glorii i chwale.
Kto pierwszy, kto za nim, kto przy monstrancji.
Kontemplujemy siebie w własnej elegancji.
Krzyczy jeszcze, nadal garstka ludzi.
Ale wieczór powoli zapał nasz studzi.
Kończy się procesja, czas już się rozejść.
Kto Ciebie Jezus do Twego domu zechce ponieść?
Ten nie może: ożenił się, tamten kupił woły.
Jeszcze prosisz, jeszcze masz nadzieję – może Ty?
Jezu kocham … nie kończę, zamykam oczy.
Idę sam przez park, kopiąc kamienie.
Na plecach czuję Twój wzrok w sercu głos:
Nie odchodź ze złością …
Ja Jestem i czekam – Ja Jestem Miłością!